Najpierw tak na szybko przedstawiam nasz rozkład jazdy:
Dzień 1 – Podróż z Juby (Sudan) do Gulu (Uganda) (wtorek, 22.12.2009)
Wyjechaliśmy o 8.00 rano i o 21:00 dojechaliśmy do Gulu. Zrobiliśmy tylko 300 km w ciągu tych wspaniałych 13 godzin, a to ze względu na dwa super ekstra wydarzenia – rozwalona ciężarówka na drodze i upierdliwość urzędników na granicy. 5 godzin zajęło nam zrobienie 30 km. Resztę (270) pyknęliśmy w pozostałe 8 godzin. Szokujące prędkości rozwijaliśmy – max 60 km/h.
Dzień 2 – Uganda – droga z Gulu do Kampali (300km) a potem z Kampali do Mbarara (350km) (środa, 23.12.2009)
Z Gulu wyjechaliśmy o 8:00 i o 12:00 byliśmy w Kampali. Tutaj zakupy, wymiany walut, lunch i o 14:00 wyruszyliśmy do Mbarara. Dotarliśmy około północy. Po drodze minęliśmy Równik.
Dzień 3 – Uganda i Rwanda (czwartek, 24.12.2009 – Wigilia)
Z Mbarara przejechaliśmy 150 km do Katuny i tam przekroczyliśmy granicę z Rwandą (szybko i bezboleśnie) i pojechaliśmy do Kigali (gdzie zrobiliśmy kolejny mały szoping i wymianę walut) a z Kigali, które jest stolicą Rwandy (dla niezorientowanych) wydarliśmy kapcia nad Jezioro Kivu, które oddziela Rwande od Kongo. Tutaj w pięknym hotelu nad brzegiem uroczego jeziora spędziliśmy Wigilię (kolacja wigilijna – Tilapia prosto z jeziora, a potem staropolskie ochlajmordsko)
Dzień 4 – Rwanda – Jezioro Kivu i Kigali (piątek, 25.12.2009 – I dzień Świąt)
Do 15:00 opalaliśmy się, kompaliśmy i ogólnie leniliśmy się nad pięknym jeziorem Kivu. Potem ruszyliśmy w drogę powrotną do Kigali. Droga przez góry (różnica poziomów pomiędzy Kigali a najwyższym punktem, przez który przejezadzalismy to jakies 2000m). Ogólnie Rwanda jest jak Szwajcaria, tylko mieszkańcy bardziej opaleni
Dzień 5 – Kigali w Rwandzie (sobota, 26.12.2009 – II dzień Świąt)
Zwiedzajzing takich uroczych miejsc jak hotel Mille Collines (tysiąc wzgórz) – czyli Hotel Rwanda, o którym powstał film, lokalnych marketów z tańczącymi garnkami i śpiewającymi koszykami, niestety nie udało nam się zobaczyć Genocide Memorial, bo święta były. Ale przynajmniej mamy powód żeby wrócić. Ale za to na imprezkę poszliśmy
Dzień 6 – Z Kigali do Queen Elizabeth National Park (Uganda) (niedziela, 27.12.2009)
Z Kigali wyruszyliśmy o 11.30 i około 13:00 przekroczyliśmy granicę w Katunie. Z tamtąd powrotem do Mbarara, a potem przez góry do Bushenyi i dalej do Parku Narodowego imienia Eli, królowej Anglii (jak się słucha tych opowieści o tym jak to imię było nadane parkowi, to ma się nadzieję, że jak już ta stara pinda zejdzie z tego świata, to może powrotem nadadzą temu parkowi lokalną nazwę).
Dzień 7 – Safari w QENP (poniedziałek, 28.12.2009)
Słonie, Lwy, Antylopy, Guźce, Bawoły, Hipopotamy i cała reszta. 3 różne Game Drive’y – pierwszy o 6 rano – z lwami, słoniami itp., po pięknej płaskiej równinie jakby przez ludzi nie tykanej od setek lat. Drugi przez kratery wulkaniczne – zielono, górzyście, piękniś cie – nasz Land Cruiser w końcu pokazał na co go stać i w jakim terenie czuje się najlepiej. A potem podróż łódką po naturalnym kanale między dwoma jeziorami gdzie roiło się od hipopotamów, krokodyli, bawołów, słoni itp.
Wieczorkiem podróż do Fort Portal i nocleg
Dzień 8 – Kibale National Park (wtorek, 29.12.2009)
Do Parku dojechaliśmy kolo 11. Zakwaterowalismy się w Kibale Primate Lodge (mniam!) i o 14:00 poszliśmy na 3 godziny do lasu. Moja dendrofilia kwitła. Widzieliśmy z 5 różnych gatunków małp i w ogole dużo drzew i innych zielonych rzeczy. AAAaaaa! Kocham takie miejsca.
Dzień 9 – Kibale National Park i podróż do Jinja (przez Kampalę) (środa, 30.12.2009)
Rano poszliśmy na Chimpansee Tracking i widzieliśmy całą rodzinę szympansów pod przewodnictwem najsilniejszego samca o uroczym imieniu Mobutu (jak taki Kongijski dyktator, którym ostatnio jestem bardzo zafascynowana). A potem pojechaliśmy prosto do Kampali (ok. 300km), na kolacyjke, zakupy alkoholowo-przedsylwestrowe i ruszyliśmy do Jinja. Z Kampali to 100 km.
Dzień 10 – Jinja – White Nile Rafting (Grade 5) (czwartek, 31.12.2009 – Sylwester)
Od rana do 17:00 byliśmy na Raftingu. Nil jest jedną z niewielu rzek na świecie, gdzie można sobie pospływać na progach wodnych w skali 5 (najwyższej bezpiecznej dla ludzi – uznawanej za bezpieczna przez organizacje specjalizujące się w kajakarstwie górskim i innych wodno-kajakowych fristajlach). Generalnie WOW! A potem sylwestrowa imprezka do rana :)
Dzień 11 – Jinja – Kampala – Gulu (piątek, 01.01.2010 – Nowy Rok)
Powrót przez Kampalę w stronę domu, rozpoczęta w godzinach wczesno popołudniowych ze względu na nasze ciężkie kace i inne kontuzje (jak poparzone na raftingu kolana). Po drodze zaliczyliśmy przystanek w sklepie z koszykami i bębenkami (mam bębenek!), potem GIGA szoping w Nakumacie (Nakumatt to taki afrykański carrefour).
Dzień 12 – Gulu – Juba (Sudan)
I o 18:00 dotarliśmy do Juby. Po 9 godzinach jazdy. Z czego 6 godzin po sudańskich bezdrożach.
3333 km po afrykańskich drogach (i bezdrożach) - SZALEŃSTWO!
Najlepsze Święta Ever ;-)
wtorek, 5 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz