Przejście graniczne pomiędzy Ugandą i Rwandą. Z Ugandyjskiej strony Katuna, z Rwandyjskiej – Gatuna. Żeby nie trzeba było za bardzo kombinować jak w przypadku Nimule i Bibii.
Po wyruszeniu z Mbarary piękną drogą przez zielone wzgórza, jadąc wśród chmur, po 2 godzinkach dotarliśmy do granicy. Mieliśmy tego pecha, że dojechaliśmy równo z autobusem z Kigali, więc odstaliśmy w kolejce po stempel wyjazdowy dobre kilkanaście minut. Stempel jednak pach, szlaban ciach i już jesteśmy w Rwandzie.
A tutaj zmiana. Ruch prawostronny (więc ja jako kierowca siedziałam niemalże na chodniku, za to pasażer służył za głównego nawigatora), pokolonialny język urzędowy – francuski. Tutaj osoba Iwony Włodarczyk okazała się nieoceniona, bo ona szprecha po francusku. Oczywiście na granicy mówi się również po angielsku, więc wszystko pięknie i jak spłatka.
Zabawnie jednak takie przejście graniczne wygląda, szczególnie gdy patrzy się na podróżujących autobusem. Wysiadają oni bowiem z autobusu w jednym kraju, a potem przechodzą te kilkaset metrów na drugą stronę i tam wsiadają do autobusu. Często biegnąc za odjeżdżającym pojazdem.
czwartek, 7 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz