Ach! Jeszcze te bananany! Bo może was dziwić, że przejeżdżając przez bananowe gaje w Ugandzie nie można dostać banana. No więc tak jak pisałam bananów są całe masy, stosy, kiście. Tylko te banany są zrywane jeszcze jak są dość ciemno-zielone. Nazywają się one w języku Swahili „matoke” (co bardzo podobnie brzmi do „matako”, a w żadnym wypadku nie należy milić, gdyż to drugie słowo to nic innego jak DUPA). Tak więc bananów jadalnych przez mzungu nie ma. Ale są olbrzymie ilości matoke.
Tajemnica matoke polega na tym, że po ugotowaniu zastępują ziemniaki. Bo Irish (czyli irish potato – ale, żeby było krócej po prostu Irish) nie chcą rosnąć w górskich ugandyjskich klimatach bo im za ciepło i za wilgotno. Poza tym są z europy, więc nie należą do jakiś bardzo odwiecznych elementów kultury kulinarnej. Matoke kupuje się w wielkiej kiści, następnie odrywa się poszczególne banany, obiera ze skóry (całkiem łatwo), kroi się banana na grube plastry i gotuje w wodzie z solą. Po uzyskaniu miękkości serwuje się go najlepiej z jakimś gulaszem albo innym sosem zawierającym mięso lub też groch czy fasolę. Nie jest to może kawior, ale bez dwóch zdań sycące.
czwartek, 7 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz