czwartek, 7 stycznia 2010
Kigali
City of Hunred Hills. Rwandyjska stolica położona na wzgórzach. Jak i cała Rwanda. Jak na stolicę przystało – ma wszystko czego stolica potrzebuje. Światła na skrzyżowaniach, Nakumatt Supermarket, parę dobrych restauracji.
W Kigali jednak ze względu na historię (ludobójstwo roku 1994) oprócz takich typowo stołecznych punktów turystycznych, są jeszcze dwa.
1. Hotel Mille Collines – czyli filmowy hotel Rwanda. Miejsce gdzie jeden Hutu ocalił życia ponad 1200 Tutsi podczas ludobójstwa. Teraz hotel jest odrestaurowany ślicznie, ma piekny basenik i jest dość popularny wśród białasów ze względu na swoją wysoką jakość. Podobnie z resztą jak był przed 1994.
2. Genocide Memorial – miejsce, w którym można zanurzyć się w tragicznej historii Rwandy.
Piękne, jak i cała Rwanda, miasto. Bardzo ładnie i dobrze zorganizowane. Trzy klasy wyżej niż takie Nairobi, które jest apogeum chaosu.
Wrócę jeszcze do tego francuskiego. Otóż zawsze wydawało mi się, że jest to sepleniący język, a potwierdzeniem mojego przeświadczenia była sytuacja z taksówkarzem, gdzie dwa tysiące zostały pomylone z dziesięcioma. Co jak dla mnie potem było zupełnie prawdopodobne bo „du” i „di” czyli 2 i 10 szczególnie w wydaniu afrykańskim nie koniecznie muszą brzmieć różnie.
Natomiast był to dla nas moment, w którym Iwona Włodarczyk zaszokowała nas zupełnie. Stojąc na ulicy kłóciła się na śmierć i życie z panem taksówkarzem i to po francusku. Pozostała trójka, która nie parle franse, patrzyła tylko na rozmówców jakby obserwowała mecz ping-ponga. W końcu się wykłóciliśmy i poszliśmy na piwo i najlepszą pizzę we Wschodniej Afryce.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz