Z kraju i ze świata dochodzą mnie wiadomości o tym, że wśród znajomych oraz krewnych szerzy się plaga paskudnej choroby toczącej społeczeństwa na całym świecie. Choroba ta, chyba dziedziczna, a na pewno przenoszona drogą kropelkową oraz płciową, nazywa się małżeństwo.
Moje koleżanki i kuzynki wychodzą nagminnie za mąż, zaręczają się lub „stabilizują”, co w przypadku substancji niechemicznych, oznacza tyle co jakby małżeństwo ale bez papieru lub powszechnie znane słowo-wytrych „partnerstwo”
Moi koledzy i krewni płci męskiej zaś w ramach pogoni za partnerkami obkupują się w zaręczynowe pierścionki i polują na co piękniejsze okazy płci … hm… piękniejszej. To znaczy tak by to wyglądało, gdyby dzisiejsi samcy buchali testosteronem… W rzeczywistości natomiast, znajomi faceci odkrywają w sobie potrzebę założenia rodziny, chęć wychowywania dzieci oraz niezgłębione pokłady miłości względem swych „stabilizujących się” partnerek.
W rezultacie wygląda to tak, że jak za parę miesięcy wrócę do Polski, to odnajdę się wśród tych samych ludzi, ale każdy z nich będzie miał swoją narośl, zwaną również drugą połówką.
Aaaaaa!!!!!
No niby fajnie z jednej strony, bo może chociaż na jakieś weselisko wyskoczę (z 10 lat nie byłam na żadnym!!!). Ale z drugiej strony – jak tak można…
Ja jestem aktualnie na etapie – jestem jeszcze strasznie młoda, prawie nic nie wiem o życiu, dopiero wszystkiego się uczę, raczkuję, nie chodzę jeszcze ani nie biegam. A co dopiero kłaść się w małżeńskim łożu, albo nie daj "bog" na łóżku na porodówce.
Ciągle słyszę, żem dziecko, odważne, ale dziecko. No bo raptem Pani Kijewska ma 25 lat a tu już próbuje z motyką na afrykańskie słońce się rzucać. Dla wszystkich, z którymi współpracuje szokujące jest połączenie tego Jubańskiego miejsca i zajęcia z moim wiekiem. Przecież ja nawet 30 lat nie mam. A do tego płeć nie taka :) Albo wręcz płeć nijaka – bo co to za stwór – baba z jajami?
No i w tych okolicznościach przyrody, zadaję sobie pytanie. A co jak kiedyś jednak zdecyduję się założyć rodzinę?
Wiecie jak to jest na wyprzedażach – po sezonie można dostać albo za małe albo za duże rozmiary i to w dodatku z modeli, w których wygląda się conajmniej niekorzystnie.
I niestety z potencjalnymi kandydatami na małżonków podobno jest podobnie. Towar może być przebrany… I co wtedy?
Wtedy właśnie trzeba mi będzie zmienić orientację seksualną i upolować jakąś młodą przyjemną partnerkę.
Ktoś mi ostatnio powiedział, że skoro mogę mieszkać 6 miesięcy w namiocie, to bycie lesbijką nie będzie dużo trudniejsze…
No ale nic to, drodzy koledzy i koleżanki – żeńcie się i wychodźcie za mąż, a potem w miarę rozsądnie się rozmnażajcie. Pamiętając jednak o tym, że 10% par rozwodzi się po 2 latach :)
A! Przypomniało mi się. Jest nadzieja! Mężczyźni z second-handu. To tak apropos rozwodów. Można podobno znaleźć naprawde fajne modele, w okazyjnych cenach. Bardzo często z pożądną metką od znanego projektanta… tylko na takiego to trzeba czekać do 40-tki :)
Kiwi
wtorek, 28 lipca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz