I tym magicznym sposobem upłynął rok od dnia, w którym po raz pierwszy postawiłam swoje białe stopy na tym spieczonym słońcem czarnym lądzie.
Juba nie zmieniła się jakoś przesadnie, choć powierzchowne zmiany widoczne są z dnia na dzień. Długość asfaltowych ulic i dróg rośnie w tempie, którego Polska mogłaby pozazdrościć (i to nie tylko w ujęciu procentowym względem tego co było tu rok temu, także w bezwzględnych wartościach jakimi są kilometry). Sklepy z alkoholem i bez alkoholu wyrastają jak grzyby po deszczu, pojawił się nawet drugi supermarket, w którym są sery! YEY!
Ale nadal jest to zapomniane przez świat miejsce, które krzyczy tylko i wyłącznie przez dwa okna – Chartum i Nairobi. A przecież na te okna nikt i tak uwagi nie zwraca.
Jak przyjechałam tu rok temu – nasz plac budowy to była ogrodzona siatką dziura pod fundamenty. Teraz w tej dziurze stanął 6 piętrowy budynek, który lada moment zaczniemy dekorować od wewnątrz.
Kiedy przyjechałam tu rok temu, miałam naiwną wiarę, że nie będę pisać rocznicowego wpisu z okazji kontynuacji budowy tego samego budynku. O głupia ja!
Ten rok to była droga przez wszelkie pułapki i chwyty poniżej pasa, wędrówka poprzez piękne momenty szczęśliwych zakończeń wielkich kryzysów. To wieczory pod krytym słomą daszkiem naszego „parasola” na Kampie przy piwku lub ulubionej whisky. To poranki w namiocie, z którego upalne słońce wygania najleniwszych. To sobotnie imprezy, nowi ludzie, starzy ludzie, ciągle ci sami ludzie… Często do znudzenia. Czasem asekurująco przewidywalni.
Rok dziwnych przygód międzyludzkich. To był rok nauki kultury arabskiej i islamu. Otworzył oczy mi bardzo! Nie wierzę już dzisiaj w terrorystów i innych 911. Nie wierzę w USA. W propagandę też nie wierzę.
To był rok w czasie którego zgubiłam siebie zupełnie po to, żeby znaleźć się na nowo.
Inną już, jakby odkształconą przez upał, kurz, znój i trud. Przez wszystkie łzy wylane z bezsilności.
Rok uśmiechu nad wszystkim czego dokonałam. Rok – w postępie geometrycznym, 10 stopni do góry, podróż w kosmos. Zupełnie inny świat.
Aż ciężko sformułować myśli…
sobota, 12 grudnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz