czwartek, 7 stycznia 2010

Gulu

Gulu to miejscowość, w której jako małe dziecko nie chciałabym się wychowywać. Może jako dorosły też nie koniecznie chciałabym tam żyć. Ale zdecydowanie wychowywanie dzieci powinno być zakazane w tym miejscu. A to dla 3 bardzo typowych powodów.

1. Lord Resistance Army, która słynie (oprócz masy innych ciekawych faktów) z tego, że porywa dzieci i wciela ich jako swoich żołnierzy. Chłopców i dziewczynki. Najmłodsi żołnierze mają nawet 5 lat.

2. Ebola. Bardzo sympatyczny wirus. Jak mówił Maurice w czasie mojej poprzedniej wycieczki do Ugandy „bardzo częsty” w tej okolicy.

3. Ludożerstwo zwane kanibalizmem. Otóż podobno w tej okolicy żyją plemiona które dla celów kulturowo-okultystycznych oraz para-kulinarnych żywią się ludźmi. A że dzieci stosunkowo łatwiej się chwyta – to one mają najbardziej przerąbane.

W Gulu mieliśmy również przygodę kulinarną, choć nie związaną z ludzkim mięsem. Natomiast znalezienie po 22:00 jadłodajni, w której byłoby jeszcze jedzenie, wcale nie okazało się takie proste. Do tego okazało się, że wszystkie trunki serwuje się tu na butelki i jak masz ochotę na Johny Walkera to musisz mieć ochotę na cały litr.

Dodam jeszcze parę zdań na temat Lord Resistance Army . Jest to urocza grupa ludzi, uznana przez Zachód za grupę terrorystyczną. Osobiście moja ulubiona. LRA pod dowództwem barwnej persony pana Kony (który pozostaje w bezpośrednim kontakcie z Bogiem) walczy o to, żeby w Ugandzie stworzyć państwo kościelne oparte na 10 przykazaniach. Droga do celu usłana jest porwaniami dzieci, morderstwami oraz barwnymi wierzeniami, że żołnierze LRA po wysmarowaniu się olejkiem z orzechów shea stają się kuloodporni, ponieważ wystrzelony ołów w zetknięciu z ich ciałem zamienia się w wodę. Więcej ciekawych faktów na ich temat oczywiście do znalezienia na Wikipedii. Polecam!

Brak komentarzy: