czwartek, 11 września 2008

Manifestacja władzy

Wybrałam się z Krzysiem do Busii. I ciekawie było od samego początku, tak jak obiecywałam z resztą.

Wsiadamy sobie do Matatu w Sega, przejeżdżamy 50 metrów a tu policjanci robią kontrolę. Naszemu Matatu nie otwierały się drzwi, więc pan policjant skuł pana konduktora i zawinął całe Matatu na komisariat, na którym jak przypominam pracują nasi chłopcy. No i podjeżdżamy tym matatem z tym policjantem na ten komisariat, a Leszek z Wojtkiem już ryją z nas. No i dawaj z powrotem na Matatu. Jakby takie deja vu.

I abstrahując od absurdu konieczności powtórnego łapania matatu, pokonywania po raz drugi tej samej trasy, bo przecież wyruszyliśmy z komisariatu, poza faktem, że wszyscy pasażerowie pojazdu zapłacili za przejazd a nikt im nie zwrócił pieniędzy ani straconego czasu, że te worki z kukurydzą, avocado i innymi zawartościami musieli rozładować i zanieść z powrotem na następny matat i znów zapakować i znów zapłacić i znów upchać się w tym aucie, bo w tych matatach naprawdę mieści się nieskończenie wielu ludzi, a miejsc jest tylko 14, to wszystko to niczym jest w porównaniu z tym jaką władzę nad ludźmi ma kenijska policja.

Policja bowiem zatrzymała matatu do kontroli, która polega na tym, że trzeba zapłacić „Kidogo” (czyli „mało” w Suahili), powiedzmy, że to taki mandat, choć pewnie bliżej mu do łapówki, bo nikt nikomu nie mówi jaki przepis został złamany. Po prostu policjant mówi, że trzeba zapłacić i tyle. Nasz konduktor (czyli 37 pasażer 14-osobowego pojazdu zbierający myto za przejazd) postanowił jednak nie zapłacić owego Kidogo. Bardzo zirytował Pana Chiefa Policji, więc dostał czymś pomiędzy pałką a szpicrutą po głowie, po czym został w brutalny sposób skuty i zaprowadzony przez policjantów na komisariat. Szczęśliwie dzień wcześniej chłopcy wymalowali celę, to chociaż tyle, że miał aresztant czysto i świeżo w swoim nowym miejscu pobytu.

Ale to nie wszystko. Policjanci bowiem postanowili całe matatu gruntownie przetrzepać, toteż jeden z psów postanowił wysadzić pasażera, który siedział z przodu samochodu (na przednim siedzeniu) i bez możliwości zdemontowania swoich dóbr czy nawet po prostu zabrania ich z auta, pasażer ów został pozostawiony na drodze a matatu z pozostałymi pasażerami pojechało na komisariat.

My mieliśmy ubaw po pachy, w Polsce taka sytuacja nie do pomyślenia. A tutaj całe matatu wrzeszczy raz w Suahili, raz po angielsku, żebyśmy zrozumieli, że to przecież bezprawie zatrzymywać ludzi i wieźć ich na komisariat, tylko dlatego, że siedzieli w niewłaściwym pojeździe. Że przecież czas to pieniądz, a tutaj okrada się tych ludzi z czasu. Że ich prawa obywatelskie są gwałcone w biały dzień itd. Przypominam, że robi to na raz około 20 osób. Policjant zaś ze stoickim spokojem ma to wszystko w dupie i w ciszy wiedzie nas na komisariat.

Doszliśmy do wniosku, że policjanci postanowili zaprosić gości na świeżo odmalowany i wyremontowany komisariat i tak sobie wymyślili, że najlepiej będzie ich tak jakby aresztować i przewieźć matatami. Ściągnęli bowiem panowie psowie 4 czy 5 tych pojazdów. W każdym co najmniej 15 osób. Niezła impreza. Co prawda zaproszeni zostaliśmy, ale nie skorzystaliśmy. Postanowiliśmy spróbować szczęścia z kolejnym nissankiem. Tym razem z sukcesem.

Brak komentarzy: