czwartek, 13 sierpnia 2009

Ot tak...

Szalik na szyi, okulary na nosie, laptop pod pachą. Idzie wzdłuż korytarza, w uszach szum zażytych przed godziną lekarstw, w żyłach krew gotująca się nadal, bo przecież jeszcze wczoraj gorączka sięgała 40 stopni. W uszach szum.

Ręce wiotkie, takie jakby słabe, z bolącymi kościami. I kolana jakieś miękkie. I to wszystko takie jakieś nie wyraźne. Jest ewidentnie osłabiona, widać na pierwszy rzut oka – poniżej pomalowanych powiek sine zakola. Nawet puder nie pomaga. Tusz pogorsza sprawę. Trzeba żyć z bladością policzków i fioletem pod oczami. Jeszcze tylko kilka dni. Po 7 dniach brania lekarstw ma być lepiej. Ma być dobrze. Lepiej, żeby było, bo przecież gorzej być nie może.

Jest w centrum świata, w miejscu gdzie dzieje się wszystko i dzieje się szybko i powinno dziać się jeszcze szybciej. Wchodzi do pokoju hotelowego, półżywa, mokra od malarycznego potu. Słaba i zmęczona, pada na łóżko, choć jest już zmęczona leżeniem. Ale nie może wstać. Jak wstaje, to słabnie jeszcze bardziej i znów pada. Idzie pod prysznic. Odkręca ciepłą wodę. Jak przyjemnie stać pod kojącym strumieniem gorącej wody. Rzadko się to zdarza w Afryce. Mogłoby być pięknie i miło, ale krople uderzające o szkło kabiny prysznicowej robią to tak głośno, że sprawia ból. Wychodzi spod prysznica. Napuszcza wody do wanny. Po 15 minutach bezmyślnego siedzenia na brzegu wanny, wchodzi do ciepłej wody. Nie może jednak leżeć zbyt długo, bo taka gorąca kąpiel osłabia. Po umyciu się wychodzi. Wraca prosto do łóżka, próbując znaleźć taki jego fragment, gdzie pościel nie jest mokra od potu.

Następnego ranka budzi się i jest jakby lepiej. Może już czytać, patrzenie na literki nie sprawia jej bólu. Pisze maila. Musi jechać do Polski, bo tam trzeba załatwić niektóre rzeczy. Trzeba kupić, wysłać, załatwić. Jedzie. Za kilkanaście godzin jest już w samolocie. Po niedospanej nocy ląduje w Polsce. Z każdą chwilą nabiera sił, z każdą chwilą bardziej tęskni za swoją Afryką. Coraz bardziej czuje, że tam przynależy. Nawet mimo to, że Afryka chce ją zabić. Chce ją osłabić i zniechęcić.

Po tygodniu wraca, zdrowa, odżywiona, odnowiona. Tęskniąca za tym trudem i brudem, który tylko tam. Zostawia Polskę z nostalgią, ale leci do Afryki z pasją, nadzieją, z uśmiechem na ustach.

Gdyby tylko podróż trwała krócej.

Brak komentarzy: